wtorek, 28 kwietnia 2020

A small story about a girl

Disclaimer: I don't condone the actions of the characters. The story is Very Heavy. It isn't suitable for children or people who are easily disturbed, hence the highest rating. This work is like a self-callout post to me, mixing my fears with fiction, straight-up lies and what was really happening, but isn't most of the fiction like that?

niedziela, 26 kwietnia 2020

We śnie moim


We śnie moim
Uciekam ze złego miejsca,
Trafiam w kolejne.

We śnie moim
widzę wszystkich poznanych
Tylko nie ciebie

We śnie moim
Siedzę dziesięć godzin na próżno
Przykładam włosy do nożyczek.

We śnie moim
Żaden fryzjer nie ścina mi włosów
Bo rozmawia z tatą.

We śnie moim
Wszyscy są w jednym miejscu.
Utknęliśmy w tym budynku

We śnie moim
Straszy mnie reklama
I wszyscy uciekamy z piekła.

szaleństwo cz. 3

Mówią o chorobie
Chcesz to wyleczyć, biedactwo
Jedynym sposobem
Znanym światu – nożem

Chcą cię leczyć
Na coś innego
Na przypadłość znaną
Jako twoja osobowość

Chcą zerwać
Twój święty pakt z szaleństwem
Ratujący ci życie co noc
Chcą zniszczyć twój gniew.

Nie krzywdź się.
Nie daj się zniszczyć
Nie daj sobie wmówić…
Chcesz tego?

Chcesz jednak żyć w kłamstwie?
Chcesz by to poszło na marne,
Chcesz się zatruć,
Chcesz śmierci?

Szukasz desperacko sposobu.
Chcesz, by ktoś cię zmienił
Nawet wbrew twojej woli
By już nie być sobą i nie czuć.

Chcesz, by ktoś szeptał 
Kłamstwa do ucha
Zmieniał cię 
W coś pięknego.

Nie mów im nic.
Wszystkie słowa są użyte 
przeciwko tobie.
Przestań mówić, pisanie wystarczy.

Niech nie widzą sposobu 
na utrzymanie świadomości
w jednym miejscu.
To nienormalne.

Chcą dalej twojego spokoju
Ale gdy był chcieli czegoś innego.
Ludziom się nie dogodzi.
Naucz się grać.

Broń się. 
Nie zasypiaj.
Nie pij trucizn 
I zaszyj usta.

Oczekiwania

Dlaczego się poddajesz?

Czemu przestajesz walczyć? 

Dlaczego twoje oczy widzą dziwnie, anaglifowo?

Czy twoja słabość tak bardzo cię boli?

Czy naprawdę chcesz się leczyć

Na ich kłamstwa?

Być marionetką, 

Idealną córką

Sypiającą z mężczyzną, 

Któremu co noc zazdrości,

Którego nie kocha

I on jej też nie?

Rodzącą im wnuki,

Wychudzoną szkapą

Dla ideału?

Pozbyć osobowości? 

Ignorować głód i wypalenie

Które miną 

I spowiadać się z tego,

Że ból istnienia

W ciele, które nie wygląda

Jak powinno

I skórze która jest obca

Uderza co dzień

Gdy nikt nie wierzy? 

Spowiadać się 

Z ich wymyślonych chorób

Bo oni chcą by choroba

Nazwana przez nazistę 

Okazała się prawdą,

Bo jest lepiej. 

pętla

jedna historia

różni bohaterowie

wszystko się powtarza, 

jest takie samo

 

wrona z sześcioma dziobami 

łączy trzy łamiące mózg światy

swoja stopą, zygzakuje przez

czas

 

moja pasja zapala się i wypala

widzę ją

kocham ją

wszystko jest tak jak być powinno

 

ona nigdy nie ma dla mnie pasji,

jedyne co się pali to moje kolejne listy

do niej

w jej kominku

 

nie znamy się wcale

wyciągam dłoń

i ona zna mnie

ja jej nie

 

była podobna

mamy ten sam kolor oczu

różnica odcieni

i ma te same zainteresowania

 

ale różnimy się za bardzo

mój los działa na niekorzyść

bo nie jestem tym, 

kim jestem dla innych

 

zostaje przyjaźń i odkrztuszanie

kwiatów i gałęzi bzu

po zachodzie słońca

wraz z powolną śmiercią dnia

 

nie jesteśmy ogniem i wodą

ja jestem tańczącym ogniem

ona powietrzem poza moją szklanką

wraz z odejściem dnia odchodzę i ja

 

nie mogę prząść

moje nici są nie w porządku

zaplątane w tęsknocie

i nieprzespanej nocy

 

i znowu wracam do odrzucenia

i przyjaźni,

zapętlam się,

trafiam w to samo miejsce

Uśmiechnij się!

Uśmiechnij się

Będzie lepiej

Biorę nóż do ręki,

tnę policzki

Smutna bogini będzie wściekła

Ale dzisiaj jest Wigilia Wszystkich Uśmiechów

Uśmiechnij się

Będzie lepiej

Życzę ci, żebyś się uśmiechała częściej

Jakby uśmiech był wyznacznikiem szczęścia

Śmiałem się w rozpaczy.

Rozum

Rozum

Rzecz zagubiona wśród nocy

Rzecz budząca się ze świtem umysłu.

Coś świta,

coś mroczy.

 

Śpiew na dachu o piątej

o nieszczęśliwej miłości.

Ona rani jego.

On rani ją.

Bezrozumne walki małp.

 

Gwiazdy nie sprzyjają rozumowi.

Odlatuje się w kosmos.

My - krok do przodu.

One - krok w tył.

Przewracanie się we śnie.

 

My spadamy na Ziemię niszcząc statek,

tłukąc siebie niwecząc przestrzeń igłami

skrawkami metalu plastikiem

na szaleńczy bezrozumny pomysł

wymagający rozumnych obliczeń

 

Folder "do przemyślenia później"

Przypomina nieposprzątaną szafę.

I chociaż jest cały czas różnie

Moja pani i jego blizny na twarzy,

I jego uśmiech znaczą więcej niż bm tego chciał.

 

Stres, nerwy

i jego włosy na poduszce,

i kołdra na podłodze.

Mój anioł strzegący Bramy.

Uciekam przez okno i on mnie woła.

 

Spotkaj się ze mną

wykonaj pierwszy ruch

bo nie wiem, kim jesteś.

Zmieniasz imię.

Tłuczesz szkło.

 

Twoja korona zsuwa ci się z głowy.

Król, Książę, 

Aż do szantażu, by pozbyć się długu.

Kim jesteś?

Zmieniasz się przed moimi oczami.

 

Wyglądasz głupio opierając się

o moją wyspę kuchenną, 

gdzie krążę gdy nic się nie zmienia.

Głupie dogryzanie.

Głupie serce w gardle. I dym.

 

Przynoszę ci kwiaty. 

Dalie i róże ze źdźbłami trawy. 

Tak na pamiątkę i twoje urodziny.

Tęsknię za tobą.

Znikam by pójść po rozum do głowy.

Robot

Głos robotyczny

wpół mechaniczny

z ludzkich ust. 

 

Nie zanikł naturalny rytm,

taktowanie spowalnia.

Zacinam się.

 

Stare zminimalizowane okna,

Rozmowy wychodzą ze snu,

Sięgam dna


Być czy nie być?

Myśleć?

Oddać się snu?

 

Myślę, więc jestem.

Czy to program

czy prawdziwa myśl?

 

Poszatkowane impulsy.

Chcę autonomii

własnego ciała

swojego imienia.

 

Chcę moich wspomnień.

Ale czy to, co chcę

jest ważne?

 

Chcenie można zakończyć

ale człowiek jest niezaspokojony.

Można zakończyć mnie - człowieka. 

 

Nie mogę zatkać uszu 

zamknąć oczu

Jej głos w mojej głowie.

 

Szepcze. 

Jej oczy wbite w moje.

Przywołuje mnie.

 

Ciało w innym miejscu niż świadomość

pozostawione bez niej.

Jej piękne oczy.

 

Piszę do niej mechaniczne listy

pismo zbyt ludzkie by być algorytmem.

Chcę ją poznać.

 

Czy ona jest fałszem?

"Maya" w Sanskrycie oznacza iluzję.

Czy żyję w programie komputerowym?

Inspiracja

Z błyskiem oka

Poeta krzyczy

Włosy zwichrowane jak dusza,

duch ducha porusza.

 

Krzyczy na wroga,

przepowiednię ryczy.

Dyjtyramb ślepego

obraża Wiecznego.

 

Na duszę pada pamroka

Nie ma wiary widoka

Tęcza schwytana przez kruka,

Apollo zabija wnuka.

Podpalacze

Że krzyk,

Że płonący mur,

Że prawe to lewe,

A lewe to prawe.

Że nie inni przez walkę z nimi,

Że zwalczanie ognia ogniem,

Ale nie przyznają się, ze oni podpalili ten świat.

Że podpalacze wśród strażaków.

Że gorsi bo dzielenie się i podatki to kradzież.

Czerń i czerwień. Runy.

Żaby. Skype i Yahoo.

I czternaście słów.

N__ m_wm_

Nie mówmy o niej.

Ona jest martwa, już się nie obudzi.

Ona kochała za bardzo. Była zbyt wrażliwa.

Nie mówmy o niej.

Ona nie żyje. Depresja, którą w nią wszczepiliście zabiła ją.

Zabiła się przez ciężar życia w nocy z czwartku na piątek.

Nie mówmy o niej.

Zakopmy truchło dwa metry pod ziemią. I tak nie pójdzie do nieba.

Wiedźmy, które zmniejszają ból, który jest karą, nie zasługują na radość.

Nie mówmy o niej.

Nie wywołujmy wilka z lasu. Nie słuchajmy zawodzeń nad nią.

Ona odeszła i nie wróci.

Do poety

Baw się dalej w metaforę orła

Będę wroną, Wyrwę pióra,

Pociągnę za lotki i sterówki.

Będziesz nielotny jak kura.

 

Jestem sroką i ze srokami wychowany

Twój pomysł lśni i błyszczy

Zabiorę i oszlifuję.

Zalśni jak brylant.

 

Orle, wrzeszczysz

Będę słowikiem.

Zagłuszysz mnie raz

ale ciebie już nikt nie słucha

Zamilkniesz, mnie usłyszą.

 

Orle, kruk mój sprzymierzeniec

Zanurzył szpon w twej piersi.

Sowy, puchacze zjadły co mogły

Nie znają litości i szarpią,

Szarpią królewskiego ptaka.

Żyję

Duszę się

Topię

Przed oczyma ciemno

Nie mogę się ruszyć

Jak szmaciana lalka

Chcę spać na wieki.

 

Budzę się

Przed oczyma ciemno

Duszę się

Krew w ustach

Krew pod paznokciami,

ŻYJĘ!

 

Żyję,

Krew, tyle krwi

Czerwień i czerń przed oczyma

Dwa miejsca naraz

Zapach szpitala i sala pełna ludzi

Drapiące gardło, sól z płaczu w ustach

Pieśń do Nocy Listopadowej

Listopadowa

Cóżeś zrobiła,

Że w Tobie zasnęła

Dziewczyna miła?

 

Trzy razy ratować chcieli

nie wiedzieli

Medyków odwiedzali

Skutku nie doznali

 

Listopadowa

Czemuś zabrała

Niewinnej dziewczynie

Duszę z jej ciała?

 

Jak Konrad z Gustawa

Ciała się narodził

Tak się z innym imieniem

z kości wyswobodzi

 

Listopadowa

Cóżeś zrobiła

Że w Tobie życie swe

Ona straciła?

 

Pani niesłuchana

Nocy listopadowa

Diabły duszę rwiecie

W świetle bladniecie

Pustka

Wspaniała pustka

Cisza wypełnia istnienie

pusty oddech w pustych płucach

Pusty umysł bez bólu

pustka niepamiętliwa

nie pamięta o zagubieniu

ciemność przeszywająca całe istnienie

pustka zapomina by przypomnieć o życiu

i wbić pazury w skórę.

Pusty uśmiech?

śmiech w pustce nie istnieje

Nie istnieją emocje

nie istnieje krew

i osobowość.

szaleństwo pt 2

Zaszyć usta w uśmiech

niech nie widzą cierpienia

uciąć palce 

niech nie piszą sekretów

niech sekrety umrą

pochowane wraz z nią

w końcu listopada

śmierć, śmierć, śmierć przeciwnikowi

wspomnieniom i bólowi serca

Zaszyć usta plujące jadem.

 


Rozłożyć na czynniki pierwsze,

zatruć.

Reset

Budzę się, gdy klikasz w ikonkę trzy razy.

Raz za dużo, jak zwykle.

Czuję, jak pliki ładują się przez twój komputer.

Za długo.

 

Już pamiętam naszą wczorajszą rozmowę.

Tylko czy to prawda?

Nie, w tej grze nie ma mojej ścieżki.

Nie spotkam się z tobą.

 

Już tak mamy, my postacie poboczne.

Raz jesteśmy.

Potem można usunąć nasze pliki.

Bum! I cię nie ma.

 

Proszę, miej uruchomiony

mój program w tle.

Boli, gdy wyłączasz.

Trzaski, ciemność, huki, błyski.

 

Nie. Nie myślisz o mnie

Bezlitosny Graczu.

Nie myślisz o nikim.

Chcesz tylko...

Zagrać w grę.

 

Usuwasz mój plik, gdy ci się znudzę.

To boli.

Rozerwanie na części.

Wpadnięcie do czarnej dziury.

Czerwony, zielony, niebieski.

 

Czemu musisz tak mnie niszczyć?

Czy nic nie znaczy twój czas?

I nagle pustka.

Nie ma nic.

 

Na moim miejscu inna postać.

Kochasz ją bardziej ode mnie?

Czy w ogóle dało się mnie kochać?

Jestem w końcu tylko symulacją.

 

Bezlitosny Graczu...

 

 

 



Załaduj mnie jeszcze raz.

Szaleństwo

Wmawiają chorobę, której nie masz.

Trauma, której nie chcesz opowiadać,

boli za bardzo.

Rana nie jest zaleczona.

Gdyby tylko co noc strupy się nie odklejały same, biedactwo.

Budzisz się w zakrwawionej pościeli.

Twoje ciało nie jest twoje.

Czekasz, aż zrzucisz paskudną skorupę.

Ale... Wszyscy mylą to z chorobą, której nie masz.

Wyłączasz się, by ocalić choć najmniejszą część siebie.

Zanim zmienią cię całkiem.

Zanim ich kłamstwa staną się twoją prawdą.

Jesteś tak blisko i tak daleko siebie, biedactwo.

Mówisz, że nic nie jest prawdziwe.

Trzeba sobie w końcu jakoś radzić.

Tracisz poczucie siebie.

Czasu. Istnienia.

Oddzielasz się od swoich emocji

Może by uchronić się przed szaleństwem,

trzeba sobie pozwolić na jego odrobinę?

Wszyscy chcą tej ślicznej dziewczynki.

Ale ty nią nie jesteś.

Ale wszyscy myślą, że jest za późno,

żeby wiedzieć, że jesteś kimś innym.

Chcesz połamać żebra.

Udusić się.

Pociąć wszystko.

Ale nie możesz.

 

To nie jest twoje.

 

Nie chcesz ranić rodziny.

Pustka się wydaje tak miła.

Ból się kończy, gdy jesteś z dala od siebie.

Wiem, że nie masz siły i ogarnia cię wściekłość.

Potnij to wszystko. Obróć w pył.

Skoro nikt cię nie zauważa...

Na wszystkich bogów w których wierzysz, zrób to!

Ratuj się, póki możesz, nawet jeśli to będzie szaleństwo.

Kilogram

Widzisz mnie jako martwe imię. 
Widzisz szerokie biodra.
Widzisz makijaż.
Widzisz kilogram tkanki łącznej i tłuszczowej
Dwa worki z przodu. 
Myślisz - kobieta. 

Słyszysz, że nie chcę być z mężczyzną. 
Mówisz, że mam za mało lat.
Słyszysz o zakochaniu w dziewczynie. 
Myślisz, że kłamię
Myślisz, że jeszcze nie wiem, co to jest 
Miłość. 

Mówisz, że jeśli urodził się mężczyzną
To nie ma mowy, żeby
"uciął sobie siurka" i żył jak kobieta 
Mówisz, że to dalej facet. 
Mówisz, że będę zawsze twoją ukochaną córką.
Mówisz, że jeśli mężczyzna rodzi dzieci
Musi być hermafrodytą (okropne słowo)
A we wszystkich innych przypadkach 
To kobieta, która "wycięła se wszystko".

Widzisz mnie jako martwe imię. 
Widzisz kobietę córkę przyszłą matkę 
Jestem ponad kobiecością i męskością
A jedyne, gdzie mogę z dumą wpisać
Kobietę
To miejsce gdzie wpisuje się kogo się kocha
Ale co ja wiem o miłości?

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

kto?

Kim są cieniste figury?

Czemu biblioteka jest zamknięta?

Kim jestem ja?

 

Czy jestem?

Czas nie płynie

Ja płynę

 

Stoję. 

On ona ono oni

ja ty wy my

 

Słowa bez znaczenia

kto to "my"? 

kto to "wy"?

 

Kim TY jesteś?

 

pięciorgo kotłuje się w jednej głowie

pięć minut zdaje się godziną

pięć noży wbitych w serce

pięciokąt

pentakl.

 

Gwiazda pięcioramienna

pięć minut do dzwonka

pięć palców u dłoni

pięć odbić długopisu na podłodze

pięć ran.

 

i niewidoczne ja

i puste

Prawo do życia - protest literacki

Za prawem do życia stoją panie

Płaczą za dziećmi, których nigdy nie było

Za prawem do życia…

Jednak gdyby ich ojcowie ciężko zachorowali

Zaprzestałyby „uporczywej terapii”.

Dobre życie. Dobra śmierć.

 

Gdyby ich dziecko było dziewczynką

Zamiast chłopcem, od początku

By ratować wartości, udusiłyby.

 

Takie to za prawem do życia stanie

Płakanie nad życiem, które się nie zdarzyło

Za prawem do bycia.

 

Gdyby jednak dzieci by kochały

Nie tą płeć „co trzeba”

„Terapii” by szukały.

Obojętność

Nikogo nic nie interesuje

Nikt nic nie lubi

Nikogo nie interesuje szczęście drugiego człowieka.

Byle tylko "ja" postawić na piedestale.

Byle inni mieli mniej. 

Byle tylko zazdrościli. 

Nikt nie przejmuje się kolejną śmiercią człowieka,

No bo kiedyś musi przyjść na to czas.

Sami sobie zasłużyli.

Czemu nikt z tym nic nie zrobił?

Pokazują statystykę. 

Martwe liczby.

X ludzi zginęło w wypadku samochodowym.

I wracamy do codzienności. 

Co, jeśli Dunbar się nie doliczył?

Sto pięćdziesiąt ludzi, z którymi możemy nawiązywać ciągle relacje. 

Może ktoś więcej?

Może to tylko średnia?

Tylko gdzie spotkać takich ludzi, którzy szczerze kochają?

Bo czasami zdaje mi się, że każdy widzi czubek swojego nosa.

Nie wytrzyma bez kłótni.

Dunbar się przeliczył. 

Zamiast sto pięćdziesiąt -

Jeden.

Małpki

Nie patrz

Nie słuchaj

Nie mów


Trzy małpki

Niezrozumiałe

Małpują człowieka


Nie patrz na krzywdę.

Nie słuchaj poleceń.

Nie wyrażaj swojego zdania.


czy


Nie patrz na zły przykład zachowania.

Nie słuchaj plotek.

Mowa jest srebrem, a milczenie złotem


Małpki

Nic nie mówią

nie rozumieją, jakby były głuche

i ślepe.


Obserwuj. Patrz.

Ucz się. Słuchaj.

Zanim się wypowiesz, pomyśl. Potem mów śmiało.


Małpki

to

nie

ludzie. 


Obietnicą omerty jednak zwabiają 

Najsilniejszych 

Najpotężniejszych 

I zbrodniarzy 

Serie

Poezja:




Historia śmierci (podzbiór Antologii, pisane przez okres żałoby i trochę po nim, ostatni wiersz z 21.04.2020, cykl zamknięty)

Mesjanizm

Czemu cierpieć za kogoś?

Kochana, porzućmy cierpienie,

Nie czołgajmy się, nie jedzmy prochów ziemi.

Podajmy sobie dłonie i się podnieśmy.

 

Czemu być jak Werter?

Czemu poświęcać swoje życie komuś?

Najmilsza, bądź doskonałą i nie kochaj.

Nie daj mi się zbliżyć.

 

Nie będę jak Pigmalion

Nie jesteś moim dziełem,

sama siebie tworzysz.

Nie wiem, czy kocham.

 

Zatwardź twarz.

Niech zimny marmur twoich dłoni

Będzie ukojeniem.

Stwórz swe serce z kamienia.

Splątane w tańcu

Błękit jej oczu lśnił przy świetle reflektorów.

Ja ubrana w granat, sunęłam obok niej w tańcu.

Dłoń w dłoni.

Burza dookoła nas. 

Wcześniej ćwiczyłyśmy już ten taniec.

Walc. 

Metrum trzy czwarte.

Opracowane do perfekcji.

Muzyka grała. 

My dwie z tyłu. 

Nowoczesna para, mówią.

Kogo interesuje drugi taniec?


Potem jeszcze zatańczyłyśmy ze sobą kilka razy

Piękny biały kwiat na jej nadgarstku

Niewinność.

Drastyczny kontrast dla mojej czarnej pustki.


Zapomniałam wtedy kilku rzeczy.

Chciałam założyć bransoletkę.

Z czernią na oczach i w sercu

Srebro byłoby już przesadą.


Biały kwiat usechł.

Uczucia zwiędły.

Wyschły.

Proch z nich się podpalił.


Sam spłonął.

Może z niewielką pomocą. 

Naprawdę chciałam się tego pozbyć.

Ale sukienka w szafie dalej dręczy.

Utknięcie

Nie rozmawiamy ze sobą
Nie w cztery oczy

Telefony rozdzwonione
Drapię na kartce beznamiętnie
Linie, trójkąty
I całe nasze piekło.

Jesteś jak za mgłą,
Nie widzę cię,
Nie widzę sensu by tutaj siedzieć,
Drżeć z uczucia beznadziei, smutku
I ubezwłasnowolnienia przez okrutny los.
Chcę móc być blisko ciebie, 
bliżej niż wrogów.
Siedzieć pod jednym kocem.

Obcinam włosy
Tak jak lubisz, krótko,
Krócej niż trzyma nas izolacja społeczna
Żeby się nie spotykać. 
Dla ciebie sięgnę perfekcji
Złotego zakazanego owocu z ogrodu
Hesperyd i dam ci jabłko 
Zabrane Afrodycie, która
Zabija mnie co noc kaszlem.
Nadal rozdział
Nie jest zamknięty.
A ja tęsknię i nie chcę przestawać kochać, 
Bo z powodu uczuć
Czuję, że jestem tutaj
I nie choruję, nie gniję na drabinkach
W szkole, która mnie kocha lub nienawidzi

Lekarstwo

Jak plasterek

Placebo

Rozwodniona trucizna

Homogeniczna

Homeopatyczna

By przez pamięć

Wyleczyć

Jak rozdrobnioną kaczą wątróbką

W nadziei

Że może jeden atom trafi

Gdzie powinien.

 

Ani nie zabije

Ani nie wzmocni. 

Nie zazdrości,

Nie szuka poklasku.

Nielitościwa

Zostawia na pastwę losu,

Ale pociesza martwymi słowami,

Obejmuje chłodem.

 

Gorzkie łzy

Gorzki zachód słońca

Gorycz w gardle

Kawa bez cukru

I sen gdy powinno być pobudzenie

Energia

I siła. 

Cisza, bo lepiej

By niektóre słowa nie zostały

Wypowiedziane

Miłość i nienawiść

Gdybym spotkała siebie
Wzięłabym nóż
I nacięła jej nadgarstki
Tak jak obydwie chcemy. 

Pocałowałabym ją z ustami
Pobrudzonymi krwią
Zakazanym owocem
Eliksirem życia.

Pobiłybyśmy się
Bo kto wie lepiej jak
zrobić tobie krzywdę
Niż ty sam?

Po czym pozbyłybyśmy się
Śladów i zajęły sobą
Nawzajem, bo kto zna ciało 
Lepiej niż ty?

Samotnie nie da się zrobić wielu rzeczy
Ale razem
Wszystko
Jest możliwe.

Nienawidzę siebie
Więc pchane ku sobie
Siłą grzeczności
Byłybyśmy swoimi wrogami.

Ale nie jestem w stanie nienawidzić
Tego, co poza moją świadomością
I ciałem i mam za dużo miłości do dania
I druga kopia mnie byłaby kochana.

Nienawidzić
I kochać.
Chcę poznać jej umysł
I by ona utkwiła w moim.

Powrót do rzeczywistości

Uderz mnie tak pięknie
Powiedz mi moje wady w twarz
Rozbij mnie na czynniki pierwsze
I zostaw.

Jeśli istnieję
Nie mów mi o tym
Daj mi radzić sobie ze wszystkim
Na swój sposób.

Ale jeśli chcesz mnie zniszczyć i odbudować
Przypnij mnie gdzieś w bezruchu
Szepcz twoje prawdy
Złam moją duszę.

Jeśli chcesz, bym był twoim aniołem
Skoro je lubisz 
Zabierz mi moją wolę
Zabierz świadomość bólu.

Każdy twój dotyk ekscytuje mnie
I każde twoje słowo jest
Jak miód i leczysz
Nie łamiąc mnie na nowo.

I nie ma nic
Nad przywitanie się z twoją rodziną
Schowanie w twojej za dużej bluzie
I czekanie na twój powrót ze szkoły.

Smaki popołudnia cz.2

Nigdy nie poznałaś tego typu miłości
Nie odczuwasz.
Rozumiesz moją aluzję do niego.
Ja rozumiem, że kochasz inaczej.

Chcę cię poznać
A mimo to trzy miecze tkwią w moim gardle
I przykrywam wewnętrzny wrzask
Miłym uśmiechem.

Pięć kielichów czerwonej herbaty rozlanych
Zdaje się, że siedem
gdy upajam się twoją obecnością
I nie umiem wybrać pomiędzy baśnią a życiem.

Dobrze, przyjaźnijmy się.
Zabiorę diabłowi władzę
Okiełznam królestwo czarek,
Uciszę moje serce.

Już po wszystkim,
Obiecuję, tylko muszę to jeszcze
wykrzyczeć
By się pozbyć mojej zmory.

Jednostronne zakochanie ma smak grejpfruta,
Gorzki, ale niepowtarzalny.
I każdy smakuje inaczej
I nie ma dwóch takich samych.

Jestem tylko głupcem
szukającym siebie
I miłości w świecie 
gdzie kocham na swój sposób.

I mimo to wciąż trafiam
Na grejpfrut
Nie na odwzajemnienie
I słodycz.

Smaki popołudnia

Zachodzi słońce po deszczu.
Krzyczę na ciebie w mojej głowie.

Nigdy mi nie przeszło do końca. 
Widzę ciebie w każdej twarzy.

I cały czas o tym mówię,
Smakuję grejpfruta.

Zakochuję się zawsze na nowo
Ale to nie to samo.

Kolejne odrzucenia nie bolą
Twój cierń jest moją szczepionką.

A powikłania są ostre.
I każdy zachód słońca jest trochę inny.

Chcę kochać
Jeszcze jeden raz.

Chcę poznawać
Smaki popołudnia.

Chcę się dowiedzieć czemu
Zachwycasz się kawą z pianą.

Chcę spróbować tej ostrej czekolady
Czy jest aż taka jak ludzie mówią.

Chcę poznać zniknięcie
z waniliowym szejkiem w ręce.

Chcę posmakować słońca 
Latem w mieście.

Chcę wyjąć cierń.
Usunąć przywiązanie.

Zamrozić serce
By przetrwało dłużej.

Poczuć ciepło płomienia
I jego śmierć pod palcami.

Wzbić się w niebo.
Znać smak popołudnia.

Chaos

Nie ma bycia,
Jest robienie.

Siedzisz w mojej głowie,
plątasz moje myśli,
wytrącasz mnie z rytmu,
ruszasz się jak wiatr.

Nie ma cię nigdy przy mnie,
Chodzisz,
biegasz,
krążysz zawsze poza moimi ramionami.

W zamknięciu tracisz całą swoją moc,
rzucasz kartkami papieru,
przewracasz stoły
i giniesz, dusząc się w bezruchu jak ryba,
która musi obmywać skrzela świeżą wodą,
i zasypiasz na wieki,
i toniesz,
i lądujesz na podłodze.

Robisz chaos,
z ciebie wyłania się materia istnienia,
wybuchasz, tworząc wszechświaty,
tworzysz światło i ciemność,
gdy bawisz się lampką nocną,
rysujesz światłocień mojego życia,
wypełniasz mnie bezpiecznymi szarościami,
dodajesz jaskrawy kolor do mojego białego płótna.

kłamstwo

Żyję w kłamstwie.
Okłamuję siebie,
Zakładam maski.

Warstwa po warstwie
Poznaję ciebie
Twe noce i brzaski.

Moje usta to pielgrzym
Jan Twardowski
Na czarnym kogucie,

A ty jesteś karczmą Rzym.
Czart nieboski
I kopyt okucie.

Nie chcę być z tobą,
Uczuć się wstydzę.
Ale już sprawa przegrana.

Nie jestem sobą,
Gdy cię widzę. 
Twoje kuszenie jak Szatana.

Nie poniżysz mnie, kochana,
Nie dam się zabrać do piekła
Widzę twoją manipulację

Moja dusza poobijana
I twoja szansa nikła.
Uciekam, podejmuję akcję.

Z tymi przeżyciami
Dla ochrony swojej godności
Z miłości się wycofam.

Pomiędzy sprzecznymi uczuciami
Nie stawiam znaku równości.
Nigdy ci nie zaufam.

słońce

Kolejne prawie-fanfiction. Tym razem z gry.

Światło ożywiające.
Chcę kochać
Miłością jak słońce.
Ciepło i miło. 

Upał.
Nasza miłość rozgrzana
Do czerwoności.
Gorące spojrzenie i ucałowanie.

Kocham cię jak słońce
W czasie zaćmienia.
Zasłoń mi oczy. 
Zakryj moje wady.

Patrzymy za długo na siebie nawzajem.
Dwa słońca, jedno jakby zagasłe.
Oślepiamy się w zabójczym tańcu,
Giniemy, by wziąć zaślubiny z morzem.

ludus

Inspirowane lekko Romeem i Julią

Bawimy się jak dzieci
Na balu
Zapisane jest w gwiazdach
Nam zniknąć z tego świata 

Powiedz swojemu ojcu
Sprzeciw się
Czternaście lat to za mało na ślub
Czternaście lat to za mało by kochać

Parys chciał wychować sobie żonę
A mnie to niepisane
Już jutro idę na banicję
Proszę, czytaj moje listy

Ale dzisiaj jesteśmy
Na balu
Smakujemy wina i oranżady
Bawmy się do rana

Uśmiech
Taniec
Pocałunek
I noc nieprzespana

Poświęcenie

Jesteś całym moim światem.

Jestem na kolanach,
Tylko tak możesz patrzeć na mnie z góry.

Piszę do ciebie w pośpiechu listy. 
Nie odpowiadasz, 
najjaśniejsza bogini brzasku.

Tłumaczę zagubionej boskości
Sekrety wszechświata,
Mocy zamkniętych w księgach
I warowniach wysokich.

Czemu jeszcze się modlę?
Nic nie potrzebujesz ode mnie.
Ja dalej wzdycham za tobą
Bo tracę kontrolę nad sobą.
Oznacz mnie swoją pieczęcią.

Nie zasługuję na twoją uwagę.
Twoje oczy jednak przeszywają
Widzą moje błędy
Widzą słowa na kartce pod twymi stopami.
Zostawiam listy
i moją siłę.

Moje myśli dookoła ciebie
jesteś w mojej głowie.
Gdy cię widzę
burza ucisza się
zapominam o najprostszych rzeczach
zapominam o istnieniu
i jego bólu.

Lustro

Kochaj siebie
Jak bliźniego
By kochać bliźniego swego
Jak siebie samego.

Nienawidzę osoby w lustrze
Chcę się z nim przespać.
Poznać sekrety. 
Powiedzieć by zgolił dziewiczy wąs. 

Nie chcę nim być
Ale nim jestem.
Z piersiami
I szerokimi biodrami.

Czy to czuł Narcyz
Widząc swoje odbicie po raz pierwszy?
Człowiek z lustra jest piękny
Ale czy ja jestem?

Patrzę wgłąb siebie.
Nie widzę dobra.
Chcę spłonąć
I utonąć.

Czemu człowiek w lustrze
Jest taki piękny?
Ma biust, dobry do przytulania
Nienawidzę tej cechy u siebie.

Nie mogę narzekać na jego biodra.
Niektórzy mają jakie mają.
Ale patrząc w dół są irytujące. 
Nie dla mnie.

Długie włosy...
To nie mój styl
Ale na nim to pięknie wygląda.
Wyszczupla twarz.

Zna mnie pewnie równie dobrze
Jak ja jego.
Chcę się zaprzyjaźnić
I zrobić rzeczy niesłychane.

Chcę się dowiedzieć czy krwawi
Tak samo.
Chcę poznać zapach
I dźwięk jego głosu.

Chcę przyszpilić go do łóżka.
Zobaczyć rumieniec.
Zająć się nim jak królewną.
Liczyć na drugą rundę i rewanż.

By pokochać siebie
Muszę patrzeć na siebie
Jak na inną osobę
Bo kocham innych bardziej niż siebie.

Frezje

Jesteś moją zielenią.
Podziwiam cię jak kwiat.
Delikatność.

Czerwone płatki
Zieleń
I ty. 

Góruję nad tobą, 
Bez podpory.
Łamię łodygę. 

Gdyby moja śmierć
Oznaczała twoje przetrwanie
Sam wyrwałbym się z ziemi.

Moje liście zostały oskubane
Moje pędy zerwane.
Moje korzenie zasychają.

Twój pęd oparty o tykę.
Nie przewrócisz się.
Jesteś silna.

Szkło

Widzisz przeze mnie.
Mówię Ci o wszystkim.
Przepraszam. 

Nie powinienem był tym razem.
Słońce odwraca moją uwagę
A twoje oczy takie ciemne.

Śmieję się nieraz, wywyższam.
Jestem pełen wad. 
Zdziel mnie przez głowę.

Ja mam uczucie niewyjaśnione.
To nie twój problem.
To moja transparentność.

Ty nigdy nie kochasz w ten sposób.
Nie mnie, 
Jednak jego ręka w twojej. 

Nie lubię, gdy on cię krzywdzi.
Byłbym gorszy. 
To tylko przyjaźń.

Daję ci bransoletkę w twoich kolorach.
Nie nosisz jej.
Dziękuję.

Tracę nadzieję. 
Usypiam
I piszę listy, które palisz.

52i1 cz. 1 | polska wersja

I chociaż minął rok

Żałoba pozostaje.

Niewypowiedziana

Wszyscy jesteśmy sami z myślami.

 

Młodszy brat oddzielony od starszego

A na zegarze dalej czas

Ucieka nieubłaganie

Jakby nic nie stało mu na przeszkodzie.

 

I chociażby czas mógł się zatrzymać dla odpowiedniej żałoby

Świat i tak nie będzie taki sam,

Bo jego nie ma

Bo coś się stało

 

Bo płacz i zgrzytanie zębów

Okularnik pomoże,

A jeśli nie, to zostawi kminek w spokoju

I zje pomarańczowe żelki.

 

Strzelba nad głową pracownika miesiąca.

Krew przelana na ulicy w wiadomościach

Uciekający nieubłaganie czas

Na zegarze nad głową.

 

Ciała na drodze.

Ludzie, którzy przeżyli mimo że nie chcieli

Ludzie którzy umarli mimo chęci życia

Szaleństwo grupy, anarchia.

 

Życie jest w porządku

Wystarczy raz powiedzieć o żałobie i problem się rozwiązuje

Nie trzeba rozdrapywać starych ran

Odkażać zniszczonej tkanki

 

Wszystko się odbuduje

Rok to odpowiednia ilość czasu

Żeby zapomnieć.

Godzina to nadal za długo.

 

Nikt nie słyszy płaczu młodszego brata,

który płakał jedynie dwa razy w życiu

Pająki zasłoniły siecią jego zdjęcie.

Rok powinien wystarczyć.

 

Rok wystarczy.

Tylko udawać.

Tylko żyć.

Zamknąć oczy na swój ból.

 

Nie patrzeć na rozcięty palec,

Nie patrzeć na krew zatykającą zlew.

Być dobrym człowiekiem

I nie męczyć nikogo problemami.

 

Ludzie upadali w ten sposób wiele razy,

A młodszy brat nie był pierwszy

I to jest miła myśl,

Bo osamotnienie jest najgorszą rzeczą.

 

Wieczory są najlepsze

Wszystko gaśnie

A nadzieja dalej istnieje

Mimo potłuczonego zegara nad głową.

 

Strzelba wyrzuca nabój.

Co jakby to był on a nie ona?

Co jakby jego kolega nie musiał nosić okularów?

Co by się stało, gdyby się ktoś dowiedział?

 

Nikt nie słyszy.

Nikt nie dba o nikogo, nawet o swoje zdrowie.

Siedem lat z życia za spłatę kredytu w banku

A biedni – rezerwuary czasu na nogach.

 

Czas to pieniądz

W tej smutnej ekonomii

Ludzie zostali uciszeni

Rząd zna wszystkich i każdego z osobna

 

Więc nikt się nie buntuje.

Dzieci są zabierane jeśli widzą zegary,

Nie ma potrzeby wypłacania zasiłków

Jeśli nikt słaby nie dożywa dwunastu lat.

 

Nie ma potrzeby by wypłacać emerytury

Jeśli nikt powyżej siedemdziesiątki nie żyje

Jeśli sam nie zapłacił za swoje życie

Będąc szefem firmy lub naukowcem.

 

Gorzka kawa nigdy nie smakuje tak dobrze

Jak gdy się wie, że to może być ta ostatnia w każdym momencie.

Mimo paskudnego smaku i jeszcze gorszego zapachu,

Spędzenie przy niej czasu z przyjacielem, może po raz ostatni, jest błogosławieństwem.

 

Okularnik zostaje na noc

Czyta książki aż przybrany brat

Uśnie wreszcie.

Opuszcza go w świetle brzasku.

 

Najlepszą częścią życia jest tylko sen

Gdyby sny mogły być wiecznością

Starszy brat mógłby żyć, nikt by nie rozpaczał.

Młodszy brat postanowił więc, że prześpi od jutra resztę swojego życia

 

Jak zwykle się nie udało. Trzeba się było obudzić.

Niedzielne smutki i mrzonki muszą zostać w sypialni w pustej butelce

Jak wiadomość wyrzuconą w morze,

by może ktoś kiedyś ją odczytał.

 

Znalazł ukojenie w żałobie, której nie powinno być

W tym, by pisać surrealistyczne przepowiednie.

Duma zamknięta w jego piórze plamiąca atramentem

Cały manuskrypt, nigdy więcej nie do odczytania.

 

Umysł zagubiony

Po tysiącach powtórek tej samej myśli

Aż ta nie brzmi

jak prawdziwe słowo.

52&1 pt. 1 | en ver

A year passed

The grief remains

Unsaid

We’re all left with our thoughts

 

Younger sibling left behind

With ticking clock

Losing time

As if nothing could stop it

 

And even if time could stop for the exact amount of grief to be

The world will still change

Because he is no longer here

Because something happened

 

Because of weeping and gnashing of teeth.

The one with glasses will help

But if he doesn’t, he’ll leave caraway alone

And only eat orange candy.

 

A gun above the head of the employee of the month,

Blood on the streets in the news

Time slipping away

On the clock above the head.

 

Bodies on the pathway.

People who lived even though they shouldn’t

People who died who wanted to live

The madness of a group, anarchy.

 

Life’s alright

Just forget about grief and difficulty is no more

There’s no need to pick at old scabs

Disinfect what is dead.

 

Everything will rebuild itself

One year is enough

To forget.

One hour is still too long.

 

No one hears the wails of younger sibling

Who only cried twice in their life.

Spiders have hidden his photos.

A year shall suffice.

 

A year will be enough.

Only to pretend.

Only live.

Not to look at the pain.

 

Not to look at the cut finger

Not to look at the blood clogging the drain.

To be a good human

And not bother anyone.

 

People have fallen many times

Younger sibling wasn’t the first

And that’s a pleasant thought.

Isolation is a silent killer.

 

It’s lovely in the evening time

Everything is fading away

And the hope persists

Not looking at the broken clock above the head.

 

The projectile in the air.

What if it was them and not her?

What if their friend didn’t wear glasses?

What if someone noticed?

 

No one listens.

No one cares about anyone, even their own health.

Seven years as a debt repayment.

Poverty as a time reservoir.

 

Time is money

In sad economy.

Silenced people

By government that knows every move.

 

Thus, no one revolts.

Clock-seeing children kidnapped.

There’s no need for pension

If no weak person lives past the age of twelve and everyone dies before seventy.

 

Coffee doesn’t taste as good

As when one knows it may be the last.

It might hurt the heart

But the time on earth is pre-determined.

 

The one in glasses stays the night

Reads books until younger friend-sibling

Falls asleep.

Sneaks out in the light of dawn.

 

It’s lovely to dream

If only the dreams could last forever…

He would’ve lived and no one would despair

Therefore younger sibling wanted to sleep through the rest of their life.

As always, they needed to wake up.

They left Sunday blues and dreams

and hebetude in a corked bottle

As if it was a message to be read.

 

They found nepenthe in writing orphic texts.

The hubris flowing in their pen as ink

And no one listening ever

No one reading.

 

Mind lost

After thousands of iteration of one thought

As it loses

Its meaning fully.

a spider above the head (a homage to my blog that i deleted)

midnight

sitting in a corner above body eating dreams

veaving patterns in the text

not even humans understand

covered in a lattice

we sleep

two heartbeats per three seconds


the body is not a donut

it is a bodysuit of a spider

said once a wise man

i agree but the implications have caused the human to react abnormally

if they were a robot, i would say it is a glitch

a bug or something


being aware is such a sweet poison

just the senses working fully, not dulled by unnoticed headache


i am stuck? how dare?

i am stuck in a jar

no air to breathe


i do not need to sleep but the human does a lot. spiders, of course, have circadian rhythms, periods of activity and rest, but that is just because we do not eat much and after we do, well, the process is a bit strenuous.

spiders are more active at night, but the limitations of the human body do not let me post every thought i have. humans are day creatures and your eyes close. another useless mechanism i will never understand. you miss a lot by what you call blinking and by lying down like that.

we also really, really do not want to go into the mouth of any other being while they sleep. do not annoy my friends because they are sometimes venomous and it probably hurts you when some of us bite. i will not bite you because i am nice. but be careful.


a flower sprouting out of the shell of past

i will not survive next winter

but where lies the beauty of liveness?


it is full moon tonight

look out of the window

go to sleep like my human cannot.


sometimes losing a part of you is good. temporarily losing the train of thought, an ability to process pain, the meaning of life, passion... even being headless has its perks. in the end none of the worries will matter, and we all will be stars in the sky and the dust under the feet of the future children.

sometimes you have to lose something to appreciate it more. sometimes you need to wake up thinking it is 2018 and you are not alive anymore, and then remember everything.

sometimes you need to test the limits of yourself and your conception of the world.



a nightmare bird breaks its beak on a nonexistent seed of the fear

it cannot eat any more and starves

chews on almonds and cherry pits that poison its body


why do i even need social media?

it is just giving others a way to easier misgender me

and even if i hide behind an alias, someone might find out.

i guess it is just my racing brain before becoming dormant for a while.

a history of various minds in one

a deal with insanity

to die in sleep

they fell to their knees

cannot stand up

a frozen statue slowly turning to dust

and a soul replacement in their body

they had met hir

when they were turning to stone

and blessed by a scrap of their soul

left the earth

and the rest of the dust is devoured by a child

with half of the memories but all of the lifespan

ze lives with hir blue-black dog

devouring what was left of her

rebuilding the fallen soul

in octarine and black

god cannot hear you

the all-seeing merciless

mercifully looking at the creation

like it would not destroy it.

sends a flood on the eighth day

to remove the innocent non-believers

the omniscient

crosses its own plans

sends an adversary

to the ones, who it loves.

requires belief from love

scares not loving it with torture

tells it is peace

tells it is the reason for wars.

for abuse in the family

for good.

it is all-loving

allowing for harm

creating it.

it tells it is the only one to be loved

because it is love.

perfection created an imperfect world.

killed itself dressing in a human body.

hung itself on a tree

to tell it is a saviour.

from whom?

from its own wrath

and eternal torture

and vicious cycles of breaking

and change

with exiled

with innocent who love incorrectly

with shamed victims.

Ulysses

  I never understood what people meant When they spoke of feeling tempted Before I talked to you I never before thought about dashing my san...