Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiersze miłosne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wiersze miłosne. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 stycznia 2024

Ulysses

 

I never understood what people meant

When they spoke of feeling tempted

Before I talked to you


I never before thought about dashing

my sanity onto the rocks

Just so I could hear your voice


My fellow sailors know of you

But their ears are covered in wax

They can't hear us


My fellow sailors believe in freedom

Thus the mast is not what I worry about

I walk around the boat asking


No one listens, and I'm the no one,

If I was doing my captain duties

I would already crash into your rocks


I would drown in your blue-eyed sea

Oh but I know you don't sing for me

Siren, your voice is for someone else


I still yearn for your rock

Termite

 

You're mine

But not like a toothbrush

To be used by only me


You're mine

But not like a phone

Private and hidden and always there


You're mine

Like a home

And a bouquet of flowers 

in its living room 


I can only look

I can only feel your warmth

But more people can lay their eyes on you

More people can find shelter in your arms


A home is made by people

You've taken my cartilage

I can't breathe but you're building

A home in me. 


Because home is where the heart is

You've built yours in the empty space

between my lungs. 

An Angel

 

He makes everyone but me feel safe.

He's radiant, my gums bleed 

when I think about him when I brush my teeth

The sight of him terrifies me


He tells people not to be afraid

but I'm afraid for him

He gets into trouble but he won't fall

He's protected by the fleece and blood of his god


His diet of processed boring purity,

Bland pop culture and alcohol 

His toxic safety 

All like a hand of a god on his halo


Looking at him is like grabbing myself

through the past

He may not be saint Athanasius’s ideal

but at least he's alive and idealistic and loved


I used to love others and deny myself

His god told him to hate others as himself

and what can I do but try to return to that gospel

so I would know and hold his passions?

wtorek, 18 sierpnia 2020

Nieśmiertelność

Twarz zachowana w obrazie.
Rzeźba - idealne odwzorowanie.
Obydwa, daj Boże, przeżyją dłużej
Niż Ty i ja, i gwiazdy 

Jak żyć wiecznie?
Złam pisarzowi serce,
Zapłać za czas i farby malarzowi,
Spotkaj się z fotografem.
 
Noś skamieniałe serce 
zmarłego męża przy sobie,
a nasza pierwsza randka 
będzie na grobie twojego przodka.

Mario, pisz swoją poezję.
Mario, bądź mi muzą, 
niechże umieszczę cię 
pomiędzy rozdziałami. 

Bądź pionierką.
Opisz lęk przed zmianą naszego świata.
Przed samozagładą.
Przed światem bez nas.
 
Chowamy się pod złamanym
beznadziejnym parasolem,
który nie ochroni nikogo
przed kwasem z nieba.

Nie zatańczymy razem na ulicy
burego miasta z sadzą na ścianach.
Nie zatańczymy w deszczu.
Schowamy się w środku czytając książki.

Mario, odwiedźmy bibliotekę.
Mario, wymieńmy się książkami jeszcze raz.
Stańmy na szczycie spopielonego świata
w maskach, przetrwajmy kolejne dwa tygodnie.
 
Co pcha człowieka ku nieskończoności?
Strach? Zemsta? Nienawiść?
Bądźmy doskonałymi,
Sięgnijmy do gwiazd.

Co sprawia, że sięgamy do nieśmiertelności?
Pycha? Duma? Chęć panowania
nad ruinami?
Zrujnowany świat to miejsce dla sępów.

Nieśmiertelność postaci literackich.
Wieczna młodość portretu, 
dziewięć kopii tej samej książki,
purpurowy poranek i znaleziony ostatni list.

To ta niebieska i biała teczka. 
To ten list. Stary, dwa lata.
Przepraszam czytane tysiące razy,
niedopalone świece i wazon rzucony o ścianę.
 
 By zatrzymać po drugiej stronie dają coś.
Nie przyjmuj podarunku, rzuć nim o ścianę.
Wróć do mnie,
a ja nie odejdę ani razu więcej. 

Złam serce pisarzowi.
Zapłać malarzowi za czas i farby.
Wdaj się z właściwym muzykiem w romans.
Sięgnij po swoją nieśmiertelność.

poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Muza wołająca z otchłani

Dla ciebie
wsadzam głowę pomiędzy światy.

Nabieram powietrza by przetrwać
bo się nawzajem nie potrzebujemy.

Ostatni bastion nadziei,
wymazanie się ze świata.

Nie patrz na mnie, nie zauważaj.
Nie jestem tym, co najlepsze.

Dla ciebie tonę pomiędzy gwiazdami.
Dla ciebie jestem sobą.

Kimże jest moja muza?
Kogo inwokuję przed każdym poematem?

Kimże jest moja inspiracja?
Komu daję słowa w prezencie?

Oczy. 
Oczy wbite w książkę.

Dwie pary oczu, jedna wiecznie brudna.
Dwie pary oczu wbite w kogoś innego.

Kimże jest muza pchająca mnie pomiędzy
Świat ludzi i świat gestów i uczuć?

Kimże jest ona
Pokazująca mi otchłań?

Nie potrzeba znajomości otchłani
Ani zniknięcia.

Otchłań z garstką gwiazd, pustka.
Dom.

sobota, 15 sierpnia 2020

Sacrum

Dłonie splamione żywą czerwienią. 
Sześć ziaren - pół roku w podziemiach. 
Zjedzmy obydwoje po dwanaście
I zejdźmy do wieczności.

Słodycz.
Nacięty i rozerwany owoc na białej porcelanie. 
Nasza komunia serc,
Sakrament spotkania. 

Jak anioł małej śmierci,
Czerwień na twoich palcach,
Dajesz mi ziarno po ziarnie, 
Zmazujesz palcem resztki krwistoczerwonego soku.

Wyobrażamy sobie truciznę,
Ale nasze serca są już zatrute.
Niewinna biel splamiona owocem,
Usta nie służące tylko do modlitwy.

I jak ty dajesz mi ziarna, ja też tobie.
Twoje oczy błyszczą w bezksiężycową noc.
Latarnie gasną przy ich blasku,
Gracja nie daje czerwieni spłynąć.

Czerwony posiłek.
Uroboros dwóch dusz karmiących się nawzajem.
Nawzajem w swoich snach
I rzeczywistości.

poniedziałek, 25 maja 2020

Świętość


Czemu czuję Boga gdy trzymam cię w ramionach?
Czemu największym błogosławieństwem i największą ulgą
było ścięcie włosów i znalezienie nowego imienia?
Czemu ta żałosna płyta spadła bez huku
i przestała mnie dusić właśnie wtedy?

Czemu mam wrażenie, że Bóg jest przy mnie
kiedy palę świece i czytam w pośpiechu Dawidowe psalmy,
psalmy człowieka, który zabił męża i poślubił jego żonę?
Czemu przez przyjaźń spotyka mnie osąd
i namowy na zmianę wiary na poprawną według jego miary?

„Czemu” jest niewygodne.
Powoduje myślenie o tym, co jest prawdą wiary
i nie ma „bo tak” za odpowiedź.
Nie ma „czemu” w relacji która jest jak ojca-szefa
i wygnanego dziecka-pracownika.

Nie ma „czemu” gdy Biblia otwiera się na perfekcyjnym momencie.
Nie ma „czemu” gdy kocha się właściwie.
Nie ma „czemu” gdy jest się na kolanach.
Nie ma „czemu” gdy dzwonią dzwony.
Nie ma „czemu” gdy zadawanie pytań jest stłumione.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Utknięcie

Nie rozmawiamy ze sobą
Nie w cztery oczy

Telefony rozdzwonione
Drapię na kartce beznamiętnie
Linie, trójkąty
I całe nasze piekło.

Jesteś jak za mgłą,
Nie widzę cię,
Nie widzę sensu by tutaj siedzieć,
Drżeć z uczucia beznadziei, smutku
I ubezwłasnowolnienia przez okrutny los.
Chcę móc być blisko ciebie, 
bliżej niż wrogów.
Siedzieć pod jednym kocem.

Obcinam włosy
Tak jak lubisz, krótko,
Krócej niż trzyma nas izolacja społeczna
Żeby się nie spotykać. 
Dla ciebie sięgnę perfekcji
Złotego zakazanego owocu z ogrodu
Hesperyd i dam ci jabłko 
Zabrane Afrodycie, która
Zabija mnie co noc kaszlem.
Nadal rozdział
Nie jest zamknięty.
A ja tęsknię i nie chcę przestawać kochać, 
Bo z powodu uczuć
Czuję, że jestem tutaj
I nie choruję, nie gniję na drabinkach
W szkole, która mnie kocha lub nienawidzi

Lekarstwo

Jak plasterek

Placebo

Rozwodniona trucizna

Homogeniczna

Homeopatyczna

By przez pamięć

Wyleczyć

Jak rozdrobnioną kaczą wątróbką

W nadziei

Że może jeden atom trafi

Gdzie powinien.

 

Ani nie zabije

Ani nie wzmocni. 

Nie zazdrości,

Nie szuka poklasku.

Nielitościwa

Zostawia na pastwę losu,

Ale pociesza martwymi słowami,

Obejmuje chłodem.

 

Gorzkie łzy

Gorzki zachód słońca

Gorycz w gardle

Kawa bez cukru

I sen gdy powinno być pobudzenie

Energia

I siła. 

Cisza, bo lepiej

By niektóre słowa nie zostały

Wypowiedziane

Miłość i nienawiść

Gdybym spotkała siebie
Wzięłabym nóż
I nacięła jej nadgarstki
Tak jak obydwie chcemy. 

Pocałowałabym ją z ustami
Pobrudzonymi krwią
Zakazanym owocem
Eliksirem życia.

Pobiłybyśmy się
Bo kto wie lepiej jak
zrobić tobie krzywdę
Niż ty sam?

Po czym pozbyłybyśmy się
Śladów i zajęły sobą
Nawzajem, bo kto zna ciało 
Lepiej niż ty?

Samotnie nie da się zrobić wielu rzeczy
Ale razem
Wszystko
Jest możliwe.

Nienawidzę siebie
Więc pchane ku sobie
Siłą grzeczności
Byłybyśmy swoimi wrogami.

Ale nie jestem w stanie nienawidzić
Tego, co poza moją świadomością
I ciałem i mam za dużo miłości do dania
I druga kopia mnie byłaby kochana.

Nienawidzić
I kochać.
Chcę poznać jej umysł
I by ona utkwiła w moim.

Powrót do rzeczywistości

Uderz mnie tak pięknie
Powiedz mi moje wady w twarz
Rozbij mnie na czynniki pierwsze
I zostaw.

Jeśli istnieję
Nie mów mi o tym
Daj mi radzić sobie ze wszystkim
Na swój sposób.

Ale jeśli chcesz mnie zniszczyć i odbudować
Przypnij mnie gdzieś w bezruchu
Szepcz twoje prawdy
Złam moją duszę.

Jeśli chcesz, bym był twoim aniołem
Skoro je lubisz 
Zabierz mi moją wolę
Zabierz świadomość bólu.

Każdy twój dotyk ekscytuje mnie
I każde twoje słowo jest
Jak miód i leczysz
Nie łamiąc mnie na nowo.

I nie ma nic
Nad przywitanie się z twoją rodziną
Schowanie w twojej za dużej bluzie
I czekanie na twój powrót ze szkoły.

Smaki popołudnia cz.2

Nigdy nie poznałaś tego typu miłości
Nie odczuwasz.
Rozumiesz moją aluzję do niego.
Ja rozumiem, że kochasz inaczej.

Chcę cię poznać
A mimo to trzy miecze tkwią w moim gardle
I przykrywam wewnętrzny wrzask
Miłym uśmiechem.

Pięć kielichów czerwonej herbaty rozlanych
Zdaje się, że siedem
gdy upajam się twoją obecnością
I nie umiem wybrać pomiędzy baśnią a życiem.

Dobrze, przyjaźnijmy się.
Zabiorę diabłowi władzę
Okiełznam królestwo czarek,
Uciszę moje serce.

Już po wszystkim,
Obiecuję, tylko muszę to jeszcze
wykrzyczeć
By się pozbyć mojej zmory.

Jednostronne zakochanie ma smak grejpfruta,
Gorzki, ale niepowtarzalny.
I każdy smakuje inaczej
I nie ma dwóch takich samych.

Jestem tylko głupcem
szukającym siebie
I miłości w świecie 
gdzie kocham na swój sposób.

I mimo to wciąż trafiam
Na grejpfrut
Nie na odwzajemnienie
I słodycz.

Smaki popołudnia

Zachodzi słońce po deszczu.
Krzyczę na ciebie w mojej głowie.

Nigdy mi nie przeszło do końca. 
Widzę ciebie w każdej twarzy.

I cały czas o tym mówię,
Smakuję grejpfruta.

Zakochuję się zawsze na nowo
Ale to nie to samo.

Kolejne odrzucenia nie bolą
Twój cierń jest moją szczepionką.

A powikłania są ostre.
I każdy zachód słońca jest trochę inny.

Chcę kochać
Jeszcze jeden raz.

Chcę poznawać
Smaki popołudnia.

Chcę się dowiedzieć czemu
Zachwycasz się kawą z pianą.

Chcę spróbować tej ostrej czekolady
Czy jest aż taka jak ludzie mówią.

Chcę poznać zniknięcie
z waniliowym szejkiem w ręce.

Chcę posmakować słońca 
Latem w mieście.

Chcę wyjąć cierń.
Usunąć przywiązanie.

Zamrozić serce
By przetrwało dłużej.

Poczuć ciepło płomienia
I jego śmierć pod palcami.

Wzbić się w niebo.
Znać smak popołudnia.

Chaos

Nie ma bycia,
Jest robienie.

Siedzisz w mojej głowie,
plątasz moje myśli,
wytrącasz mnie z rytmu,
ruszasz się jak wiatr.

Nie ma cię nigdy przy mnie,
Chodzisz,
biegasz,
krążysz zawsze poza moimi ramionami.

W zamknięciu tracisz całą swoją moc,
rzucasz kartkami papieru,
przewracasz stoły
i giniesz, dusząc się w bezruchu jak ryba,
która musi obmywać skrzela świeżą wodą,
i zasypiasz na wieki,
i toniesz,
i lądujesz na podłodze.

Robisz chaos,
z ciebie wyłania się materia istnienia,
wybuchasz, tworząc wszechświaty,
tworzysz światło i ciemność,
gdy bawisz się lampką nocną,
rysujesz światłocień mojego życia,
wypełniasz mnie bezpiecznymi szarościami,
dodajesz jaskrawy kolor do mojego białego płótna.

kłamstwo

Żyję w kłamstwie.
Okłamuję siebie,
Zakładam maski.

Warstwa po warstwie
Poznaję ciebie
Twe noce i brzaski.

Moje usta to pielgrzym
Jan Twardowski
Na czarnym kogucie,

A ty jesteś karczmą Rzym.
Czart nieboski
I kopyt okucie.

Nie chcę być z tobą,
Uczuć się wstydzę.
Ale już sprawa przegrana.

Nie jestem sobą,
Gdy cię widzę. 
Twoje kuszenie jak Szatana.

Nie poniżysz mnie, kochana,
Nie dam się zabrać do piekła
Widzę twoją manipulację

Moja dusza poobijana
I twoja szansa nikła.
Uciekam, podejmuję akcję.

Z tymi przeżyciami
Dla ochrony swojej godności
Z miłości się wycofam.

Pomiędzy sprzecznymi uczuciami
Nie stawiam znaku równości.
Nigdy ci nie zaufam.

słońce

Kolejne prawie-fanfiction. Tym razem z gry.

Światło ożywiające.
Chcę kochać
Miłością jak słońce.
Ciepło i miło. 

Upał.
Nasza miłość rozgrzana
Do czerwoności.
Gorące spojrzenie i ucałowanie.

Kocham cię jak słońce
W czasie zaćmienia.
Zasłoń mi oczy. 
Zakryj moje wady.

Patrzymy za długo na siebie nawzajem.
Dwa słońca, jedno jakby zagasłe.
Oślepiamy się w zabójczym tańcu,
Giniemy, by wziąć zaślubiny z morzem.

ludus

Inspirowane lekko Romeem i Julią

Bawimy się jak dzieci
Na balu
Zapisane jest w gwiazdach
Nam zniknąć z tego świata 

Powiedz swojemu ojcu
Sprzeciw się
Czternaście lat to za mało na ślub
Czternaście lat to za mało by kochać

Parys chciał wychować sobie żonę
A mnie to niepisane
Już jutro idę na banicję
Proszę, czytaj moje listy

Ale dzisiaj jesteśmy
Na balu
Smakujemy wina i oranżady
Bawmy się do rana

Uśmiech
Taniec
Pocałunek
I noc nieprzespana

Poświęcenie

Jesteś całym moim światem.

Jestem na kolanach,
Tylko tak możesz patrzeć na mnie z góry.

Piszę do ciebie w pośpiechu listy. 
Nie odpowiadasz, 
najjaśniejsza bogini brzasku.

Tłumaczę zagubionej boskości
Sekrety wszechświata,
Mocy zamkniętych w księgach
I warowniach wysokich.

Czemu jeszcze się modlę?
Nic nie potrzebujesz ode mnie.
Ja dalej wzdycham za tobą
Bo tracę kontrolę nad sobą.
Oznacz mnie swoją pieczęcią.

Nie zasługuję na twoją uwagę.
Twoje oczy jednak przeszywają
Widzą moje błędy
Widzą słowa na kartce pod twymi stopami.
Zostawiam listy
i moją siłę.

Moje myśli dookoła ciebie
jesteś w mojej głowie.
Gdy cię widzę
burza ucisza się
zapominam o najprostszych rzeczach
zapominam o istnieniu
i jego bólu.

Lustro

Kochaj siebie
Jak bliźniego
By kochać bliźniego swego
Jak siebie samego.

Nienawidzę osoby w lustrze
Chcę się z nim przespać.
Poznać sekrety. 
Powiedzieć by zgolił dziewiczy wąs. 

Nie chcę nim być
Ale nim jestem.
Z piersiami
I szerokimi biodrami.

Czy to czuł Narcyz
Widząc swoje odbicie po raz pierwszy?
Człowiek z lustra jest piękny
Ale czy ja jestem?

Patrzę wgłąb siebie.
Nie widzę dobra.
Chcę spłonąć
I utonąć.

Czemu człowiek w lustrze
Jest taki piękny?
Ma biust, dobry do przytulania
Nienawidzę tej cechy u siebie.

Nie mogę narzekać na jego biodra.
Niektórzy mają jakie mają.
Ale patrząc w dół są irytujące. 
Nie dla mnie.

Długie włosy...
To nie mój styl
Ale na nim to pięknie wygląda.
Wyszczupla twarz.

Zna mnie pewnie równie dobrze
Jak ja jego.
Chcę się zaprzyjaźnić
I zrobić rzeczy niesłychane.

Chcę się dowiedzieć czy krwawi
Tak samo.
Chcę poznać zapach
I dźwięk jego głosu.

Chcę przyszpilić go do łóżka.
Zobaczyć rumieniec.
Zająć się nim jak królewną.
Liczyć na drugą rundę i rewanż.

By pokochać siebie
Muszę patrzeć na siebie
Jak na inną osobę
Bo kocham innych bardziej niż siebie.

Frezje

Jesteś moją zielenią.
Podziwiam cię jak kwiat.
Delikatność.

Czerwone płatki
Zieleń
I ty. 

Góruję nad tobą, 
Bez podpory.
Łamię łodygę. 

Gdyby moja śmierć
Oznaczała twoje przetrwanie
Sam wyrwałbym się z ziemi.

Moje liście zostały oskubane
Moje pędy zerwane.
Moje korzenie zasychają.

Twój pęd oparty o tykę.
Nie przewrócisz się.
Jesteś silna.

To a dear friend

I'm happy that you're my friend You fascinate and enthrall me When you talk to me my flesh is bruise And your words gentle hands squ...