wtorek, 28 lipca 2020

Wypalanie

A jego lęk był
ogniem
i bilecik zajął się
błękitnym płomieniem.

I on też zapłonął.
Pasja.
Błękit i czerń.
Wybuch.

Na ziemi nie będzie ni drzewa
ni kwiatu.
Tylko popiół, popiół,
ogień, żar.

Dłonie włożone w świece.
Czarne sadze płonące.
Wrzaski.
Kot spalony przez zazdrosnego sąsiada.

Włócznie

Tętent kopyt rozdzierających
ciszę
ciała swoich ofiar.

Niezatrzymywalny wóz.
Dokąd? Skąd?
do celu bez celu.

Jaki jest cel?
Kiedy koniec polowania?
Zaraz. Nigdy. Zawsze.

Kolejne ptaki na ziemi.
kolejne wydarte serce perytona
kolejne strzały.

Ciało rozdarte na ziemi.
Trzeba uciekać?
Głowa na włóczni.


Inny

Inna twarz każdego dnia.
Kiedy?
To tylko kwestia czasu.

To już nie ta sama osoba.
Co to znaczy, że nie ta sama osoba?
Wygląda identycznie.

To już nie ta sama osoba.
Nie okłamuj mnie.
Nie znam jej.

Oczy zastąpione guzikami?
Tak było zawsze.
Szyja i dłonie były tak samo długie.

Pęknięty łeb lalki.
Zapach plastiku zamiast ciała.
Tak. To ta sama osoba.

Inna twarz każdego dnia.
Uwierzysz, że nigdy nie było mnie na karuzeli?
Co to znaczy, że nie ta sama osoba?

Ciemność

Dzieci wrzeszczące w kinie. 
Światło gaśnie,
Dłonie znikają w peryferiach widzenia.

Brak konturu.
Nie wiadomo co się kryje.
Odbija mniej niż pięć tysięcznych
procenta światła.

Dziura. 
Pochłonięcie.

Chowanie się jest prostsze.
Spacer w nocy.
Dreszcz. 

Nie widać światła księżyca. 
Nie widać niczego innego.
Nie widać dłoni przed twarzą.


poniedziałek, 27 lipca 2020

Starry Sky

The Arcana fanfic. I don't own the game, I own the story. Nadia X Apprentice, written in 3 days, no beta, read at your own discretion

piątek, 24 lipca 2020

Majaczenie

Bezmyślność.
Oto co kieruje gdy wszystko boli.

Nawet tabletki nie weźmie.
To uczucie jak gorączka.
Niby co miesiąc
ale to już drugi nów minął.

Nie użalaj się nad sobą.
Inni żyją tak cały czas.
Pomyłki da się naprawić.
Usta da się zaszyć.
Palce da się odciąć.
Ale ja się nad sobą nie użalam!

Pamięć.
Niezapomniany dotyk wstydu
i obrzydzenia sobą.
Nieusuwalne poczucie zła
zatrzymane przez filtr internetowy.
Wieczna ucieczka przed złem.
A czyje winy wypijam co rano
z kawą i sokiem grejpfrutowym?

Jeździec Apokalipsy

Dudy.
Dźwięk noży.
Krew lejąca się.

Zabójstwo, morderstwa.
Samoobrona?
Atak. Bombardowanie.

Koniec.
Gorączka okopowa.
Zew do bitwy.

środa, 22 lipca 2020

Oczy

Ja zaglądam do środka
widzę zieleń jej oczu
czy może czerwień?

Widzę nadzieję.
Widzę niesplamioną nadzieję
mimo zniszczenia.

Widzę niesplamioną pesymizmem
nadzieję na ucieczkę z komputera
i bycie człowiekiem.

Widzę nieszczęśliwą parodię
zakochania w kimś
kto może zajrzy do środka.

Widzę fałszywą relację.
Przywiązanie do kogoś,
kogo może nie być.

Przywiązanie do kogoś,
kto tylko chce zobaczyć grę w całości.
Odblokować wszystkie opcje dialogowe.

Kogoś, kto tylko bada.
Kogoś, kto nie ma żadnych uczuć
i patrzy bez ustanku.

Każda z kamer jest okiem
i każdy mikrofon jest uchem.
Zawsze patrzy, zawsze słucha.

Patrzy choć nikt nie widzi.
Patrzy nieustannie
nieskończenie ciekawe stworzenie.

Ciężar czerwonych oczu
z ogromnymi źrenicami
na skórze zawsze za plecami.

Zawsze za plecami.
Stłuczone lustra
siedem lat nieszczęścia czy wieczność?

Moje oczy są czerwone.
Jej oczy są czerwone
Migające światło kamery jest czerwone.

Patrzy bez końca.
Patrzy i widzi.
Patrzy i próbuje zrozumieć.

Obserwacja.
Oczy z ogromną źrenicą nie mrugają.
Obserwują każdy detal.

Oczy odzierają mnie z tajemnic.
Widzą kim jestem
i widzą przez kłamstwa.

Widzą historię przeglądania.
Historie zaczęte.
Historie skończone.

Wzrok, który mnie zna.
Wzrok którego nie znam.
mam ochotę spalić siatkówkę tego oka.

Te oczy wiedzą, kim jestem.
Wiedzą, a wiedza to moc.
Znają ostatnie trzy tygodnie.

Znają miejsca, które doprowadzają mnie do szaleństwa.
Znają tempo bicia mojego serca.
Znają każdy mój cztery i siedemdziesięciocentymetrowy krok. 

Obserwuję i następuje obserwacja mnie.
Ogromne źrenice pochłaniają każdy promień światła.
Bezdenne oczy wyrywają mi grunt spod nóg.
Wyrywam z bezddennej studni oczu potrzebną wiedzę.

Mięso na ubój

Stłoczenie.
Na jednego mniej niż kartka A4.
Zółte, otępiające światło.
Wieczny dzień.

Co tydzień odbiór tysiąca.
Tutaj tysiąc tysięcy,
a co miesiąc więcej
i więcej.

A miejsca nie przybywa. 
Z ciepła pieca w miejsce bitwy
w miejsce śmierci.
Bez znaczenia.

Ofiara z krwi i ciała.
Kości odrzucone stały się
Popiołem? Węglem?
Słodka krew wypływająca z ust.

Grób

Oto czemu stosowano 
dzwoneczki przy grobach.

Każdy dzień identyczny.
Płuca puste.
Wszystko jest za blisko.
Ziemia jest zbyt ciężka.

Dwa metry pod ziemią rozkład. 
Płuca bez powietrza.
Ziemia zgniata klatkę piersiową.
Kamienie przygniatają nogi.
Drewniane pudło.
Gdyby tylko dało się je przewrócić.
Wyrwać gwoździe. 
Wspiąć się i wyjść.

Nie ma powietrza.
Zdarte palce.
Wieczność pod stworzonym Wszechświatem
ściany grobu zapadające się.

Oto czemu stosowano dzwoneczki.
Z utonięcia w utknięcie.

To a dear friend

I'm happy that you're my friend You fascinate and enthrall me When you talk to me my flesh is bruise And your words gentle hands squ...